Nie tak to miało wyglądać...

Nie tak to miało wyglądać...

Wysokim (i trochę niespodziewanym) wynikiem zakończyło się sobotnie, hitowe spotkanie rozgrywane w ramach 17 kolejki skoczowskiej B-klasy. Gospodarze musieli po raz kolejny w tym sezonie uznać wyższość skoczowskiej drużyny, tym razem przegrywając aż 1:4.

Kibice w trakcie meczu oglądali dwie, zupełnie różne połowy. Pierwsza część spotkania to bezsprzeczna przewaga Bąkowian, którzy prowadzili grę i rzadko pozwalali gościom przedostać się pod swoją bramkę. Zrywiaków w tej części charakteryzowała również duża ambicja, walka o każdy kawałek boiska oraz chęć pokazania dlaczego zajmują pierwsze miejsce w ligowej tabeli. Swoją przewagę biało-niebiescy udokumentowali golem z 28 minuty, kiedy do dobrego podania Tomasza Sobika dobiegł Łukasz Wacha, jednak jego strzał obronił bramkarz gości. Odbita przez niego piłka spadła pod nogi Dawida Prusia a ten bez problemów umieścił ją w siatce. Wcześniej gospodarze mogli wyjść na prowadzenie po nieźle egzekwowanym rzucie wolnym przez Adriana Gabrysia, lecz strzał minimalnie minął celu. Jeszcze bliżej zdobycia bramki był Artur Wiak (w tym momencie Bąkowianie prowadzili już 1:0)ale jego zaskakujący, atomowy strzał zatrzymał się na słupku. W dalszej części spotkania bliski podwyższenia stanu meczu był Łukasz Wacha i Tomasz Sobik ale ich strzały również były niecelne. Brakowało przysłowiowej "kropki nad i", którą biało-niebiescy powinni postawić. Do przerwy wynik nie uległ już zmianie i gospodarze schodzili na przerwę z niewielką zaliczką.

Druga połowa meczu to już zupełnie inna historia. Podrażnieni goście postanowili zabrać się wreszcie do roboty a efektem ich starań były dwa szybko strzelone gole (53 i 59 minuta). Bąkowianie trochę zaskoczeni obrotem spraw, odkryli się chcąc szybko wyrównać. Ich ataki były jednak, nieprzemyślane oraz nieprzygotowane i kończyły się zwykle stratą w dalekiej odległości od bramki gości. Taka gra bardzo odpowiadała skoczowianom, którzy po szybkich kontratakach mogli strzelić jeszcze kilka goli, ale na szczęście dobrze na przedpolu radził sobie Piotr Hawełka. Po kolejnej już stracie i kontrataku Beskid w 79 minucie podwyższył stan meczu na 1:3 a w samej końcówce (87 minuta) goście zdobyli czwartą i jak się okazało ostatnią bramkę tego dnia. 

Bąkowianie w tej części w ogóle nie przypominali zespołu z pierwszej połowy. Grali bardzo chaotycznie i nerwowo. Miejmy nadzieję, że zimny prysznic spuszczony na głowy zrywiaków wpłynie na nich mobilizująco w najbliższych spotkaniach, szczególnie w najbliższym meczu ze Strażakiem Dębowiec. Do końca pozostały 3 mecze, które obowiązkowo trzeba wygrać!

LKS Zryw Bąków - KP Beskid Skoczów II 1:4 (1:0)

Powiązana galeria:
zamknij reklamę

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości